Jason, czyli maczeta zabija
Piątek trzynastego jest jedną z tych serii do których pałam dużym sentymentem. Jest też jedną z tych serii do których zawsze wracam w piątki trzynastego i które po prostu uwielbiam (no dobra, prawie wszystkie). Jest też jedną z serii uważane za kultową, gdzie główny antagonista Jason Voorheens jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych morderców z horrorów, wraz z Freedym z ,,Koszmaru z ulicy wiązów” oraz Shape w ,,Halloween”. Ludzie jednak nie widzą różnicy w tych filmach, a są… nikłe… ale są. Dlatego by udowodnić, że jest jak głoszę, przebiję się przez wszystkie dwanaście filmów i… stracę czas na kompletną bzdurę.
Kto jest zabójcą w Piątku Trzynastego?
Kto oglądał ,,Krzyk” ten wie kto to jest, bo na pewno nie Jason. Pierwsza część tej serii była inspirowana dziełem Johna Carpentera ,,Halloween”. Zaskoczeniem w tym filmie był fakt, że nie miał on nieśmiertelnego mordercy jako antagonisty. Fabuła jest przez to w tej części najbardziej interesująca. Dlaczego? Ponieważ mordercą jest pani w średnim wieku, która sfiksowała na punkcie straty swojego dziecka Jasona Voorheensa, poprzez niedopilnowanie opiekunów koloni. Mamy więc tutaj wyjątkową sytuacje, gdzie napastnikiem jest zwyczajny człowiek. Jest to na swój sposób wyjątkowe w slasherach.
Worek na głowę i za ojczyznę!
Druga część zaczyna się z przytupem, ponieważ śmiercią głównej bohaterki z pierwszej części. Morderca się zmienia, staje się nim mężczyzna, czyli tytułowy Jason Voorheens. W tej części jednak nie przypomina postaci którą znamy z popkultury. W tej części zamiast maski na głowie, nosi on stary, płócienny worek. Mamy też w tym filmie morderstwo na inwalidzie. Nie żebym miał coś do inwalidów, ale to później się nie powtarza. Poza tym Jason jest w tej części w miarę ludzki, mowa tutaj przede wszystkim o wyglądzie. Twarz jest lekko zdeformowana, ale widać, że to nadal jest człowiek. Jason kończy z maczetą w głowie, ale przeżyje.
Siłka i maska
Część trzecia jest najbardziej denną częścią ze wszystkich. Serio, omijajcie ją. Coś jest magicznego w tych filmach które miały na plakacie literkę D do trójki. Jednak tutaj zmienia się wizerunek Jasona. Zdobywa maskę, dostaje znowu maczetą w łeb, i zaczął chodzić na siłownię. Zabójca jest silniejszy, mocniejszy, nie ma włosów i ogólnie jest prawie nie do pokonania.
Taki ostatni rozdział, jak Ostatnie starcie w Aliens
Kontynuując. Kolejna część trochę wychodzi ponad to co było w trzeciej. Tutaj kończy się jednak żywot Jasona. Mamy tutaj jednak powtórkę z rozgrywki. Całą sytuacje ratuje mały chłopiec, który hobbistycznie zajmuje się tworzeniem masek. Jason zostaje ostatecznie zabity przez Tommy’ego Jarvisa.
Nowy początek, stary koncept
Piąta część kontynuuje wątek Tommy’ego Jarvisa. Tym razem jako dorosły w wieku koło siedemnastu lat leczy się z traumy. Nadal ciągnie go do zabaw z maskami. Jednak mimo, że Jason został ostatecznie zabity, nie powinno być jakichkolwiek zagrożeń z jego strony. Dochodzi mimo to do morderstw. Podczas seansu można się dowiedzieć, że tym razem mamy do czynienia z uzurpatorem. Mimo, że stara się jak może, Jason to nie jest. Mimo to, jest to jedna z moich ulubionych części, chociaż, ludzie mówią, że jest nędzny. Ma też bardzo ciekawy zwrot fabularny na samym końcu.
Licencja na zabijanie
Szósta część jest zdecydowanie najlepsza z wszystkich pozostałych. Tutaj bohater z poprzednich dwóch części przybywa na cmentarz, odkopuje Jasona i zaczyna przebijać go długim metalowym prętem. Dochodzi do burzy i piorun trafia w trupa ożywiając go, tym samym robiąc z Jasona nieśmiertelną bestię. Ta część ma najlepsze zabójstwa, najlepszy początek, najlepszy koniec, najlepszych bohaterów i najlepszy design Jasona Voorheesa. Tym samym szósta część jest moją ulubioną. Na końcu tego filmu Jason zostaje uwięziony pod wodą.
Jason vs Jean Grey
W kolejnej części twórcy zdecydowanie odbiegają wyobraźnią w daleką podróż. Tutaj Jason zostaje uwolniony z wodnego więzienia przez kobietę mającą umiejętności telekinezy. Dochodzi też między nimi do walki na śmierć i życie. Jason jako zgniły trup dostaje jednak po łbie. Dziewczyna go nie oszczędza. Mimo wszystko nie lubię tej części.
Jason zdobywa Manhattan
Twórcy już sami nie wiedzieli co zrobić z Jasonem, więc posłali go do Manhattanu, albo nie, ponieważ lwia część filmu dzieje się na statku. Tak, ta część to jedna wielka lipa pod tym względem. Jest ta część również najśmieszniejsza ze wszystkich. Nie można jej brać na poważnie. Design Jasona jest tutaj zabawny. Poza tym, nic godnego uwagi. Można pominąć.
Jason idzie do piekła!
W dziewiątej części Jason zostaje zmasakrowany przez oddziały antyterrorystów. Po zabójcy zostaje bijące serce które kusi policjanta przeprowadzającego na nim doświadczenia medyczne. Kiedy on je bierze do ręki to zaczyna je jeść, przez co dusza Jasona zaczyna wędrować od ciała do ciała. Dopiero inny Voorhees może zabić Jasona. Tutaj seria wspina się na szczyt głupoty… nawet mi się to podoba.
Star Wars Jason kontratakuje
Tutaj twórcy postanowili zapomnieć co się działo w poprzedniej części i Jasona posłali w kosmos. Tutaj pojechali z wyobraźnią. Są androidy z dysfunkcją sutków, jakieś dziwne protezy i bardzo ciekawe morderstwa. Jest to też pierwsza część którą widziałem z Jasonem w roli głównej. Polecam.
Freedy vs Jason
W kolejnym filmie Jason zaczyna walczyć z Freedym z Koszmaru z Ulicy Wiązów. Ponieważ wszyscy zapomnieli o naszym kochanym pedofilu, nie ma jakiejkolwiek mocy. Wykorzystuje Jasona by pomógł mu powrócić. Jednak kiedy jeden morderca zabiera ofiary drugiemu, dochodzi do konfliktu. Jest to moim zdaniem najbardziej zabawna część ze wszystkich. Dostarcza największej ilości zabawy.
Remake
Ostatni raz Jasona mogliśmy zobaczyć kilka lat temu. Jest to dosyć standardowy film i niczym się nie wyróżnia.
Jump scare receptą na dobry horror?
Co to jest jump scare?
By w ogóle rozpocząć objaśniać, jak można wykorzystać jump scare, trzeba wyjaśnić czym jest ten zabieg. Najprościej mówiąc to wyskakująca znienacka scenka, obiekt, potwór, dźwięk która z założenia ma nas przestraszyć. Jak sama nazwa wskazuje, ma spowodować, że podskoczymy na krześle. Przykładem takiej scenki niech będą filmiki na yt, które pokazują jakiś obiekt które oko ludzkie będzie śledzić, albo jakąś spokojną scenerię, gdzie nagle wyskakuje straszna, brzydka morda, z jakimś głośnym dźwiękiem, zazwyczaj jakimś wysokim damskim krzykiem. Bardziej ambitni spróbują wystraszyć w inny sposób, czasami samym dźwiękiem. Często przed taką scenką mamy w filmach czy grach rozluźnienie akcji by nas uspokoić, by potem widz lub gracz odczuł jak największy szok.
Przykładowy jumpscare
Jump Scare przez krytyków jest nazywany najtańszą formą straszenia. Jest to często spowodowane faktem, że są w błędny sposób wykorzystywane. Ważnym wskaźnikiem siły Jump Scare’a jest jego nieprzewidywalność. Inaczej on zadziała na takie osoby jak ja, ale również i vice versa, na osoby niedoświadczone. Ktoś kto na co dzień nie ma do czynienia z horrorami będzie raczej się bał większości takich scenek które im wyskoczą na ekran, jednak takie coś również powszechnieje. Jest to największy problem większości produkcji które nagminnie stosują ten zabieg. Są to często momenty które są wykonane bez jakiejkolwiek kreatywności. Z ostatnich filmów jakie miałem możliwość obejrzeć, mogę bez zastanowienia przedstawić Zakonnicę.
Sceny w tym filmie są do bólu przewidywalne. Mimo, że film jest wykonany bardzo profesjonalnie, ma piękne zdjęcia, intrygujące scenerie, zachwycającą scenografie… nie ma na siebie pomysłu. Był bardzo przewidywalny, ale wykonany bardzo dobrze pod względem realizacji. Jest to mimo wszystko jakiś wybór do oglądania, ale naprawdę nic fascynującego. Dobrym filmowym odpowiednikiem horroru z dobrymi jumpscerami jest ,,Coś” z 1982 roku reżysera Carpentera. Pojawiają się one rzadko, prawie w ogóle, zamiast tego mamy ciągłe napięcie, poczucie ciągłej nieufności i niebezpieczeństwa, by potem znienacka wyskoczyła nam jumpscenka początkująca przerażający koszmar. Nie będę się tutaj rozwodził dokładnie nad tym filmem, po prostu pokarzę wam scenkę, ale ostrzegam, jest dosyć obrzydliwa.
The thing
Gry natomiast mają tą przewagę, że pozwalają na o wiele silniejsza imersję. Siedząc przy konsoli, czy komputerze, z słuchawkami na uszach wczuwając się w horror ( o tym jak to poprawnie robić napiszę w najbliższym czasie) o wiele łatwiej się przestraszyć jakiegoś horroru. Jednak tutaj też jest pewien zgrzyt. Weźmy takiego Outlasta. Outlast nie umie dochować umiaru. Przez pierwszą połowę gry, straszy praktycznie samymi jumpscerami. Dochodzi do tak kuriozalnych przypadków, że masz trzy jumpscenki pod rząd, tak samo straszne (czyli nie, nie są straszne). Wtedy również taki motyw straszenia, będzie powszechnieć. Amnesia natomiast stosuje te zabiegi bardzo rzadko, kiedy jednak już się to przydarzy, jest grubo. Pomijam oczywiście fakt, że Amnesia lepiej stosuje atmosferę i dźwięki, oraz jest grą trudniejszą. Przez to nawet nagłym dźwiękiem muzyki, gdzie ścigają ciebie potwory już to działa na wyobraźnie.
Jeden z odcinków Amnesi, w którym przykład takiego momentu grozy
Więc ogólnie, nie ma co tutaj tłumaczyć. Jumpscenka dobrze wykorzystana może budzić wyobraźnie, ale używana w nadmiarze traci swoją wagę. I tak, są głównie domeną słabych horrorów, ale jako takie pojedyncze przypadki, pojawiają się wszędzie, o wiele lepiej zrealizowane. I kończąc to, macie tutaj fragment z filmu Psycho.